aneta.maria aneta.maria
515
BLOG

Pytania zamknięte

aneta.maria aneta.maria Rozmaitości Obserwuj notkę 4

Parę lat temu brałam udział w kursie mediacji. Przeważały na nim osoby pracujące w „socjalu”, czyli kuratorzy, pracownicy MOPSu, osoby zajmujące się w firmach HR. I byłam tam ja. Nie bardzo umiałam wytłumaczyć, co ja na tym kursie robię, skoro jestem polonistką, nie pracuję jako polonistka, a w dodatku zajmuję się tak kosmiczną w kontekście kursu działalnością, jak rękodzieło artystyczne.

Zajęcia mieliśmy m. in. z psychologiem. Pani psycholog uczyła nas podstawowych praw świata relacji, prowadząc ćwiczenia w parach. Na przykład trzeba było zadać osobie z pary 10 pytań. Następnym zadaniem było przekształcenie pytań zamkniętych z naszego zestawu w pytania otwarte (tu nastąpiło wyjaśnienie terminów). No i byłam w kropce. Nie mogłam wykonać tego zadania, ponieważ wszystkie moje pytania były otwarte, nie sformułowałam ani jednego zamkniętego. Pani psycholog tłumacząc, że przewaga pytań otwartych w zestawie świadczy o tym, że „długo pracujemy z ludźmi i jesteśmy otwarci na ich potrzeby”, spojrzała na mnie, stropiła się nieco i wybrnęła: „No a Tobie w tym pomaga naturalna wrażliwość”.

Pomyślałam sobie, że nie jest to kwestia wrażliwości chyba, tylko tego, że świata relacji uczę się już kilkanaście lat w mojej małej eklezji...

 

W jednym z najważniejszych momentów mego życia siedziałam w kuchni i modliłam się: „OK, słuchaj, zależy mi tylko na prawdzie. Powiedz mi, jak było. Co tu jest prawdą? Wiem, że mam masę mechanizmów obronnych, które chronią mnie przed bólem i rozpadem. Proszę Cię, skrusz to wszystko, może mnie boleć, zgadzam się na wszystko, zgadzam się na najgorsze, tylko powiedz, jak było naprawdę? Co się stało?!”

Wtedy w mojej pamięci pojawiło się pierwsze czytanie usłyszane na porannej mszy. I ono jak światło poprowadziło mnie do odkrycia największego uwikłania mojego dorosłego życia. Od tamtego momentu zmieniło się wszystko. Nie byłoby dziś Anety, gdyby nie tamto światło.

Jednak przez następne trzy lata przeżywałam czas pustynny i bardzo bolesny. Ból miał swój bardzo konkretny powód, ale obok niego dręczył mnie codziennie niepokój. Czy to, co się stało w moim życiu, jest z Boga, czy nie jest z Boga? Czy pochodzi od Niego, czy nie pochodzi od Niego? Czy było duchowe, czy jedynie zmysłowe, psychiczne, ludzkie?

Zadając te pytania, czułam się bardzo udręczona. Towarzyszył im jakiś nieznany ból. Tak obcy, że nawet trudno mi go było nazwać i opisać. Pytając, czułam się krańcowo samotna. Bóg mi nie odpowiadał. W końcu udało mi się nazwać, co właściwie czuję: to było cierpienie kogoś odbijającego się od ścian, walącego głową w mur. Czułam niemalże fizycznie, jak pytania grzęzną w grubych ścianach muru. 3 lata bezsilności i frustracji... Nie mogłam pojąć, dlaczego Bóg milczy – jedynie na ten temat, skoro w innych momentach, w tym samym czasie, odpowiada mi tak wyraźnie, że wręcz muszę to nazywać małymi cudami.

Po kilku latach musiałam sobie powiedzieć, że jałowość pytań coś mi mówi ważnego.

 

Zobaczyłam, że zadaję Bogu i sobie pytania zamknięte. Pytania zamykające mnie w moim rozumie i lęku, a Boga w moim wyobrażeniu Boga. To dlatego pytania grzęzły w ścianie, rozbijały się na murze, który chciałam utrzymać wokół siebie. Pytań nie zadawało moje serce – ono by inaczej pytało. Po prostu bardzo się bałam o siebie. Pytałam z lęku, żeby się zabezpieczyć, żeby wiedzieć, czy mam się potępić, czy też nie. Chciałam mieć kontrolę nad moim życiem, nad relacją do Boga, nad swoją drogą. Bałam się, że On o to nie dba, że pozwoli mi się zagubić.

Potem zobaczyłam, że odpowiedź cały czas była w moim życiu: przecież wybierałam według konkretnego rozeznania. To wybieranie było i drogą, i odpowiedzią. Utworzyło mnie na nowo. Przyszedł też czas, że zobaczyłam wyraźną odpowiedź w owocach wyborów.

Od tego czasu bywa, że mówię sobie: „nie umiem zadać pytania”. „Nie ma go we mnie jeszcze”. „Nic we mnie nie pyta naprawdę”. Bo przecież nie mam władzy nad swoim sercem i jego pytaniami. Pytania z serca zawierają w sobie odpowiedzi, jednak niewidoczne dla rozumu. Oznacza to tyle, że jeśli się zadaje prawdziwe pytanie, to ze względu na już obecne światło. Pyta się, bo jakiś promień oświetlił coś, co było w ciemności, schowane.

 

aneta.maria
O mnie aneta.maria

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości